Mittwoch, 27. März 2024

Coś podobnego

Drogi Maćku

Kiedyś, bardzo dawno temu, dostałam klucz do waszego mieszkania.

To się stało zupełnie bez mojej zasługi, bez żadnego wysiłku z mojej strony, dziwnym trafem, przypadkiem, a może cudem?

Potem okazało się, że to był klucz do waszego życia, do waszego kraju.

Czyli nic konkretnego nie dostałam, żadnego sprzętu metalowego, którym zwykle otwiera się drzwi do domu.

Nie, dostałam jakiś niezrozumiały klucz. Coś w rodzaju carodziejskiej różdżki lub krótkiego kodu. Dostałam jedno tylko słowo, które po polsku tak brzmiało: Felek.

Felek – czyli po mojemu Felix – był naszym nauczycielem języka polskiego na uniwersytecie Bazylejskim. Felek był ambitny. Chciał nas uczyć wszystkiego, całej prawdy o skomplikowanej gramatyce tego języka. Rozpisywał nam na tablicy wszystkie przypadki, reguły oraz przynajmniej sto tysięcy wyjątków i kazał ich uczyć na pamięć. A my – w moim roczniku siedziały na tej sali może trzy, cztery osoby – zrozumieliśmy tyle, że po polsku lepiej nie odzywać się wcale.

Felek, może świadomy naszych narastających barier językowych, posyłał nas wszystkich, całe stado szwajcarskich studentów slawistyki, polonistyki do Krakowa. Do Państwa Krakowskich.

Więc któregoś dnia ja, posłuszna Szwajcarka, rzeczywiście zapukałam do drzwi Państwa Krakowskich na ulicy Grunwaldzkiej w Krakowie. Niewiele potrafiłam powiedzieć, oprócz magicznego słowa: „Felek”. „Ja od Felka”, bąknęłam. „Felek mnie przysłał”. Sezam otworzył się i udostępniał mi wszystkie skarby. Bezwarunkowo!

Na Grundwaldzkiej nikt wtedy nie martwił się gramatyką. Mieszkanie na parterze wyposażone było w balkon, a ten nie miał balustrady. O ile więc drzwi do mieszkania zawsze były dla mnie otwarte, to drzwi balkonowe musiały zostać zamknięte. Ze względu na bezpieczeństwo. Barierki językowe natomiast w mojej głowie dość szybko runęły.

A pamiętasz, Maćku, dlaczego?

Pamiętasz jakim prostym sposobem właśnie Tobie udało się zburzyć ścianę zaporową moich helwetyckich przyzwyczajeń, tego przymusowego podporządkowania się wszelkim regułom?

Będziesz się śmiać, skądkolwiek teraz patrzysz na nas. Twoje słowo magiczne brzmiało tak: „Coś podobnego!”

Ty, wesoły, z szerokim uśmiechem na twarzy, zdumiony, zaskoczony na serio lub nie, z szyderczą ironią, w kuchni na Grunwaldzkiej, w Korytnicach, w Nidzicach, podczas dziennych lub nocnych rozmowach, ciągle wybuchałeś tym swoim „coś podobnego!”

Coś podobnego! Felek oczywiście zna termin fachowy. Dla lingwisty nie jest to słowo, lecz fraza. Coś podobnego – to fraza wykrzyknikowa. I tą frazą właśnie otworzyłeś mi, Maćku, kran językowy, tak skutecznie, że teraz - no posłuchaj! - słowa leją się strumieniami. Coś podobnego!

Coś podobnego!

Teraz do słów i do śmiechu dołącza płacz.

Coś podobnego! Fraza wyrażająca również niedowierzanie! Coś podobnego!

D. pisała do mnie krótką wiadomość - Jesteśmy bardzo smutne.

A ja, uwrażliwiona lekcjami Felka, od razu zrozumiałam, co się stało: Ojciec odszedł, mąż odszedł, wujek odszedł, dziadek odszedł. Nie ma już męskiego członka rodziny Krakowskich, zostawił w smutku K. z córkami. Coś podobnego! Ciebie Maćku nie ma już wśród nas. Coś podobnego!

Coś podobnego! Grzebałam w pamięci, w papierach. I co się wyłania. Góry wspomnień, stosy notatek. A gdzieś pośrodku niedokończona pocztówka ze Szydłowa. Adres niepełny, brak ulicy oraz kodu pocztowego. Resztę, imię i nazwisko adresata oraz miejsce, dokąd pocztówka miała trafić, napisaleś Ty, Maćku, twoją ręką: „Wielmożny Pan Dr Feliks K. …. Fryburg Bryzgowyjski”

Coś podobnego! Pewnie prosiłeś mnie wtedy o uzupełnienie, a ja zawiodłam. Nie dopisałam, nie wysłałam. Coś podobnego!

Ale nie mogłam, bo tekst – też nie niedokończony. Pisany innym charakterem pisma, ale nie moim. Bo bardzo czytelnym. Pisały kobiety, w liczbie mnogiej – czyli my z Twoimi córkami:

Drogi Felku!

Chciałybyśmy jechać do Krakowa, ale nie możemy oderwać się od Korytnicy. Trabancik nas też nie puści – a my go ciągle pchamy. (I na Ciebie czeka!) …

Tu tekst urywa. Pewnie znowu ja zawiodłam, nie dokończyłam, nie dostarczyłam.

Ale też nie wyrzuciłam. Zachowam wszystkie po Tobie pamiątki, Maćku.

Możemy teraz zaktualizować i pocztówkę po czterdziestu latach wysłać do Felka. Adres się nie zmienił. Niebo też się nie zmieniło. Pocztówka pokazuje słoneczne szydłowskie mury miejskie oraz ruiny zamku czternastowiecznego. Coś podobnego. Czas też leci strumieniem, jak słowo i płacz. Coś podobnego!

Żegnaj, Maćku! Od Felka mam Ci przekazać, że jesteś jego najlepszym przyjacielem, że dziękuje Ci za wszystkie bezcenności. Dołączam ja. Dziękuję Ci Maćku z głębi duszy za cudowną ongiś i smutną dziś frazę „coś podobnego!” Żegnaj!

Keine Kommentare:

Kommentar veröffentlichen