
Wróciłam pieszo, bo chciałam oddychać czymś, co jest może podobne do świeżego morskiego powietrza. Przeszłam po raz pierwszy przez most Poniatowskiego i ciarki mi przechodziły po plecach. Wiatr dość silny, chodnik dość wąski, a rowery dzikie, dzieci, wózki, wszystko się pchało dookoło mnie nad Wisłą - a mnie ciągnęło w dół. A przecież tu gdzieś, dawno dawno temu, pół wieku zanim powstał to futurystyczne stadion na książki, w przededniu dożynek rozpoczęło się Wniebowstąpienie Konwickiego.
Keine Kommentare:
Kommentar veröffentlichen