Już nie wiem, co to jest tłok. Nie wiem, co to są Targi książki a przede wsyzstkim nigdy nie wiedziałam, co to jest stadion, w którym się nie gra w piłce nożnej. Pusty. A niebo nad nim zakryty dachem, czyli dosłownie za kratami. Zapomniałam, że mam (mieć) interesy wydawnicze, że istnieją drukowane książki, pięknie zresztą niektóre zszyte i oprawione - oraz że jest pociąg do podpisów.
Wróciłam pieszo, bo chciałam oddychać czymś, co jest może podobne do świeżego morskiego powietrza. Przeszłam po raz pierwszy przez most Poniatowskiego i ciarki mi przechodziły po plecach. Wiatr dość silny, chodnik dość wąski, a rowery dzikie, dzieci, wózki, wszystko się pchało dookoło mnie nad Wisłą - a mnie ciągnęło w dół. A przecież tu gdzieś, dawno dawno temu, pół wieku zanim powstał to futurystyczne stadion na książki, w przededniu dożynek rozpoczęło się Wniebowstąpienie Konwickiego.
Keine Kommentare:
Kommentar veröffentlichen